piątek, 16 stycznia 2015

Kodeks Dziewczyn; Zasada #27


Zasada 27; Bycie domatorem nigdy nie jest atrakcyjne

Serio, dlaczego Katy musi mnie zostawić? Chcę moją kochaną Kit Kat z powrotem. Teraz znowu jestem sama z Brucem. Całkowicie samiuteńka. Teraz przynajmniej mogę z kimś porozmawiać, a nie tylko gadać do siebie. Plus gawędzenie z ptakiem nie jest klasyfikowane jako dziwne, bo on musi się uczyć mówić, więc jest jak moje własne dziecko.

Oh, nigdy w ten sposób o tym nie myślałam. Myślałam o Brucey tylko jako o moim życiowym kompanie, nie dziecku. Ten dzień dla mnie jest taki emocjonalny. Właśnie się dowiedziałam, iż zostałam matką dziecka, które mam dokładnie od tygodnia.

O mój boże! Brucey możemy zorganizować dla ciebie przyjęcie! Świętowanie tego, że żadne z nas nie jest już samotne, no i nie mieliśmy imprezy rodzinnej, więc dzisiaj będzie na to najlepszy dzień. Podniosłam Bruce'a z ramienia i przytrzymałam go w powietrzu dla uczczenia nowego dziecka jak w Królu Lwie.

Spojrzałam na Bruce'a i prawie słyszałam jak mówi o nie, tylko znowu nie to, kiedy ona w końcu zostawi mnie w spokoju? Wolałbym już być trzymany w niewoli. No cóż, Bruce, gorzej dla ciebie. Jesteś mój na zawsze. Wszystkie lata twojego życia będę cię uważać za moje własne dzieciątko. 

Mój telefon zaczął grać 'Afro circus Afro circus, polka dot polka dot polka dot, Afro!'  Zatrzymałam go w połowie i odebrałam połączenie od Josha. "Yeah?" Powiedziałam, pozwalając Bruce'owi usadowić się z powrotem na moim ramieniu.

"Wyjdź ze mną gdzieś dzisiaj." Usłyszałam jakieś hałasy po drugiej stronie i jego karzącego komuś się zamknąć.

"Jestem zajęta." Skłamałam, próbując podtrzymywać telefon uchem. 

"No weź, wiem że chcesz zobaczyć swojego starego kumpla, Josha." Zmarszczyłam brwi na słowo 'kumpel'. Brzmi tak dziwnie i sztywno wychodząc z jego ust.

"Jak najbardziej, ale jestem zajęta." Spróbowałam ponownie. 

"Kłamiesz, Gemma powiedziała, że jesteś już tydzień w Londynie i nic nie robisz." Mogłam wyobrazić go sobie szczerzącego się do siebie od ucha do ucha, pocierającego palcami obudowę telefonu. Josh zawsze musi pozostać w ruchu, nieważne co robi.

"Okej, w porządku, więc tak naprawdę jestem strasznie leniwa i nie chcę zakładać spodni." Uśmiechnęłam się, czekając na jego odpowiedź.

Zaśmiał się, po czym powiedział "Idź znaleźć swoje spodnie albo możesz je zostawić gdziekolwiek chcesz, ale idziesz dzisiaj ze mną na mini golfa."

Zagryzłam wargę próbując rozgryźć czy rzeczywiście chcę włożyć spodnie i z nim wyjść. Za każdym razem jak wychodziłam gdzieś z Joshem nigdy potem nie byłam zawiedziona. Więc chyba nie będzie tak źle. "A-ale mój Brucey."

"Twój co?"

"Mój ptaszek. Nigdy go nie zostawiałam samego." Może poza jednym razem gdy poszłam do salonu zrobić sobie z Gemmą włosy. Ale to było szybkie, plus bardzo przywiązałam się do mojego ptaka.

"Nic nie stanie się twojemu ptaku, obiecuję." Znów się zaśmiał. Zaczynam myśleć, że Josh zbyt często śmieje się z mojej dziecinnej strony. Muszę prawdopodobnie popracować nad moim poziomem dojrzałości. Zaczynając od nieużywania słowa 'ptaszek', bo to jest po prostu dziwne. "Przyjadę po ciebie o ósmej."

O ósmej? Jest siódma trzydzieści. Dlaczego nigdy nie mam wystarczająco dużo czasu gdy idę na randkę - spotkanie z Joshem? Zawsze mam dziesięć minut żeby się zebrać. Musi przestać być taki spontaniczny z wyrywaniem mnie z domu. Dziewczyna musi wyglądać dobrze opuszczając mieszkanie żeby spotkać się z chłopakiem. On oczywiście tego nie rozumie.

Pośpieszyłam do mojej walizki z ubraniami i zaczęłam szukać czegoś odpowiedniego na mini golf. O Boże. Okej, cholera, naprawdę powinnam zacząć wychodzić z domu żeby czasem móc nosić te ciuchy. To by zmniejszyło mój wybór, zamiast trzymania ich wszystkich tutaj. Kurwa. Muszę zacząć być bardziej produktywna.

Oh, okej, szary blezer, czarna bluzka w serek i białe szorty ze sneakersami z Nike. Jupi, zwyczajnie, ale uroczo. Wzięłam ubrania i zostawiłam je na wieszaku na ręcznik by upewnić się, że nie zmokną razem ze mną. Ah te zalety bycia samemu. Mogę zostawić otwarte drzwi podczas brania prysznica.

Masz tak wiele wolności gdy jesteś sam. Dlaczego wcześniej nigdy nie byłam sama? Może będę Forever Alone dla samej przyjemności. A gdy ludzie będą pytać dlaczego nie mam chłopaka, ja będę odpowiadać, że dlatego, by nie musieć zamykać drzwi do łazienki. Cholera, mogę nawet sikać bez zamykania drzwi!

Chociaż w sumie wciąż mam tę dziką obawę, że ktoś się włamię planując mnie okraść lub zamordować i przyłapie mnie na sikaniu. To jeden z moich najgorszych koszmarów, szczerze mówiąc. To byłoby hardcorowe. W ten sposób mogłabym łatwo dać się zgwałcić.

Zdjęłam gumkę z włosów i pozwoliłam im opaść na plecy, a gumkę wrzuciłam do umywalki. Okej, jeśli wezmę dziesięciominutowy prysznic, będę miała piętnaście minut żeby się pomalować, ubrać, zadbać o Bruce'a i włożyć go do klatki zanim Josh tu będzie. Walić go za to całe ustawianie mnie po kątach. Mimo wszystko muszę przyznać, że było to bardzo seksowne z jego strony, ale co tam. 

Ałć! Jebać szampon! Dlaczego musi palić gdy wpada ci do oka? Cholera, szlag by to trafił. Będę niewidoma. O mój boże, będę niewidoma i już nigdy więcej nie zobaczę Bruce'a. Chwyciłam ręcznik i próbowałam ratować swoją rogówkę przed zaćmieniem na zawsze przez szampon jabłkowy.

Już nigdy nie wezmę prysznica. Dobra, żartuję, to byłoby ohydne. Powinnam po prostu używać własnego szamponu, który wynajdę i który nigdy nie będzie drażnił oczu. Zapach będzie kokosowo-jabłkowy. Mmm, jak ślicznie by pachniał.

Albo Kosos-Wanilia, które lepiej pasuje?

Odezwał się mój dzwonek z Madagaskaru. Kurwa, to Josh. Szlag, jak do cholery spędziłam pół godziny biorąc prysznic? Może dlatego potrzebne są drzwi łazienkowe. Bo jeśli bierzecie długie, ciepłe prysznice, będziecie wiedzieli kiedy nadejdzie wasz znajomy zanim będziecie mieli ochotę popłynąć razem ze strumieniem. 

Muszę stać się Speedy Gonzales i ubrać się wraz z mrugnięciem oka. Ta, na pewno dam radę. Szlag! Moje włosy! Nie zdążę się nimi zająć, tak samo jak makijażem. Jebać moje życie, serio. To jest Karma za te wszystkie złe rzeczy, które zrobiłam w życiu.

"Brucey, wyłaź!" Krzyknęłam, gdziekolwiek jest, jako wskazówkę, że musi wejść do swojego domku w klatce jak będę suszyć włosy. Kocham tego ptaka. Robi wszystko co mu powiem... większość. Łatwo chwyta nowe komendy. To zawołanie zajęło mu jakieś 3-4 dni do nauczenia. Mój ptak jest super, reaguje na 'wyłaź'. To niesamowite.

Spojrzałam przelotnie w lustro i natychmiast tego pożałowałam. Kurde, czemu muszę bez makijażu wyglądać gorzej niż tyłek małpy? A żeby było jeszcze lepiej, moje włosy wyglądają okropnie gdy są mokre. Dzisiaj nie jest dobrym dniem.

O mój boże. Czarna beanie, zapomniałam o swojej czarnej beanie. Gdzie ona jest? Muszę się pośpieszyć i ruszyć tyłek zanim zmarnuję kolejne pół godziny. Dlaczego, do cholery, nie ma jej w mojej walizce? Lepiej niech Harry ma jakiś zapas czarnych beanies, albo przysięgam, że zacznę płakać. 

Wzięłam telefon i wysłałam Harry'emu krótką wiadomość, że ukradnę jego beanie na wieczór, a potem Joshowi, że będę na dole za kilka minut. Harry prawie natychmiast odpisał gdzie jest jego kolekcja beanies. W szufladzie pod tą, w której są prezerwatywy. (Nie dokładnie tak powiedział, napisał, że są w drugiej szufladzie od góry.)

Oh, dzięki bogu! Czarna beanie dzięki bogu, że Harry cię kupił i trzymał w szufladzie pod kondomami. Szybko ją włożyłam, zamknęłam drzwiczki od klatki Bruce'a i chwyciłam klucze od mieszkania Harry'ego. Muszę szybko być na dole zanim Josh mnie zabije.

~*~ 

"Josh, nienawidzę cię za to, że mnie tu zabrałeś. Nie mam pojęcia jak grać w golfa." Zaskomliłam, gdy zobaczyłam, że on trafił do dołka pod wiatrakiem za pierwszym uderzeniem. To nie jest okej. W mojej kolejce poddałam się i rękami przerzuciłam ją przez wiatrak żeby dostać się do drugiej strony dołka. 

Te lekcje golfa, które pobierałam od mojego seksownego studiującego trenera w gimnazjum całkowicie nie przyniosły rezultatów, nawet jeśli jego seksowne dłonie obejmowały moje aby mi pomóc. Trenerze Ryanie, dlaczego nie możesz tu być do pomocy? 

Zaśmiał się i objął mnie ramionami, podkreślając jego wynik na kartce papieru z wynikami, którą dała nam pani tu pracująca. Tak jakbym chciała zobaczyć jak bardzo jestem beznadziejna w porównaniu z Joshem. "Teraz jesteśmy kwita."

"Zdecydowanie nie! Rozkwasiłeś mnie w tenisie." Wzięłam swój kij do golfa, budując nieprzenikniony wyraz twarzy.

"Nic nie poradzę na to, że jestem niesamowity we wszystkim co robię." Droczył się ze mną i schował ołówek z powrotem do kieszeni razem z kartką z wynikami. 

"Uważaj sobie, albo ten cały klub znajdzie się w twoim tyłku." Zagroziłam.

Ułożył ręce na biodrach, robiąc głupi wyraz twarzy "Tak, młoda damo, nie rozmawia się ze starszymi." 

"Powstrzymaj mnie." Wystawiłam język i użyłam kija golfowego jako laski do podpierania się żeby dojść do następnego dołka. "Ty pierwszy, skoro jesteś taki dobry." Zrobiłam mu miejsce i patrzyłam jak staje się poważny i skupiony na trafieniu w dołek.

Wypiął się i zatrząsł tyłkiem, oceniając pozycję. "Czy pokładasz we mnie wiarę, iż mi się uda?" Został na swoim miejscu, końcem języka dotykając ust. Woah, gdy ten chłopak gra, to gra żeby wygrać. 

"Założę się, że przestrzelisz." Zażartowałam. Pewnie trafi za pierwszym razem, jak zawsze, i on to wie. Potrząsnął ramionami i uderzył w piłkę odrobinę za mocno. Przestrzelił to dokładnie jak powiedziałam, nie jestem pewna czy to przypadek, czy zrobił to celowo. 

"Ja pie-znaczy, taki miałem zamiar." Próbował wyjść z tego nonszalancko, poprawiając koszulkę żeby ułożyła mu się na dżinsach. Poszedł za piłką, by próbować swojego szczęścia za drugim razem.

"Mam nadzieję, że przegrasz." Powiedziałam z uśmiechem na ustach. To jest mega zabawne, oglądanie jak się o to wścieka. Ściągnął brwi, skoncentrowany, i ponownie machnął kijem. Tylko że tym razem trafił prosto do dołka. "Nieważne, nienawidzę cię." Wybełkotałam, biorąc swoją małą granatową piłeczkę i kładąc ją na specjalnym podwyższeniu. 

Zaśmiał się i zaklaskał dla siebie oraz jego wygranej. Tym razem dam radę. Nie obchodzą mnie moje poprzednie nieudane próby, teraz trafię za pierwszym razem, nawet jeśli będzie to ostatnia rzecz, którą zrobię. Skopiowałam żart Josha i wystawiłam tyłek, przygotowując się na to, co ma nastąpić. Lepiej niech trener Ryan będzie tu ze mną duchowo i pomoże mi.

Machnęłam kijem, pamiętając wszystkie jego wskazówki na temat celu i kija i o tym jak musisz trzymać ramiona w wahadle czy jakoś tak. Patrzyłam jak niebieska piłeczka wpada do dołka i wyskoczyłam w powietrze. "Tak to się robi!" Wrzasnęłam w stronę Josha, przez co ludzie zaczęli się na mnie niezręcznie gapić.

Ups. To miejsce ma być przyjazne dzieciom.

"O mój boże! Kocham twoją bluzkę!" Powiedziałam do dziewczyny, która miała na sobie t-shirt z All Time Low. Obróciła się zaskoczona, że jakaś przypadkowa laska właśnie do niej krzyknęła. "Przepraszam, trochę się ekscytuję gdy widzę, że inni ludzie kochają ich tak samo mocno jak ja." Powiedziałam wątło i wyciągnęłam swoją niebieską piłkę z dołka.

"Dziękuję! Są niesamowici." Westchnęła i ponownie zajęła się jej własną grą z rodziną. Z powrotem się odwróciła zatrzymując wzrok na Joshu. "Chwila moment. Jesteś Josh Devine, prawda?"

Uśmiechnął się i podrzucił swoją różową piłeczkę. "Tak, to ja."

Dziewczyna klepnęła tatę w ramię i zaczęła świrować, że to ten Josh Devine. "Mogę prosić o zdjęcie?" Zapytała i nalegała swojego tatę żeby użył swojego telefonu jako aparatu. Josh kiwnął i podszedł do niej, obejmując ją ramieniem i uśmiechając się do jej taty. "Bardzo dziękuję! Kocham ciebie i chłopaków."

"Dziękuję, kochanie." Uśmiechnął się głupkowato i ponownie podrzucił swoją różową piłkę. "Kto wygrywa?" Zapytał ją, schodząc na temat mini golfa.

"Mój młodszy brat." Powiedziała zażenowana, zakładając pasmo swoich rudych włosów za ucho. Jest urocza. Ma jasne piegi i perfekcyjny odcień rudych włosów i perfekcyjne niebieskie oczy, które sprawiają, że wygląda jak lalka. Przynajmniej ktoś zdążył nałożyć dzisiaj makijaż.

Josh uśmiechnął się do chłopca i poprosił o piątkę. "Bawcie się dalej, okej?" Kiwnął dziewczynie i ponownie ją przytulił, po czym wrócił do naszej gry.

"Josh! Możesz follownąć mnie na twitterze? Nazywam się @1Dgal89." Zawołała za perkusistą, podając mu kartkę papieru z zapisanym userem. Skąd znam tą nazwę? Przysięgam, że skądś ją kojarzę, tylko nie wiem skąd. 

Wziął od niej kawałek papieru i schował go do kieszeni obiecując, że ją zaobserwuje. "Przepraszam za to!" Cicho powiedział i wyrwał mi z dłoni swój kij golfowy.

Cholera! To ta szmata, która posługiwała się cytatami z Wrednych Dziewczyn i nazwała mnie Brytyjczykiem. O, kurwa. Wycofuję każdą miłą rzecz, którą o niej powiedziałam. Proszę, oszczędź mi. Mam ochotę tam pomaszerować i powiedzieć jej to w twarz; ponieważ jest jakieś sto procent szans, że tego nie zrobi. Szlag, co we mnie wstąpiło? Jest we mnie tyle przemocy.

Okej, koniec tego nonsensu.

Zalogowałam się na twittera żeby tweetnąć coś w stylu 'hahaha, wow', gdy zobaczyłam tweeta głoszącego 'Maci, wyjdziesz za mnie?!' Cóż, to nowość. Nigdy nikt mi się wcześniej nie oświadczył, teraz przynajmniej wiem, że nie będę forever alone, dobra wiadomość. Kliknęłam na tweeta, po czym weszłam na profil dziewczyny.

@Cassiexo: @MaciDearest Maci, wyjdziesz za mnie?! Będziemy najbardziej leniwą parą w historii, oglądając Wredne Dziewczyny i jedząc hamburgery i lody #MARZENIASIĘSPEŁNIAJĄ

Podoba mi się ta dziewczyna. Jest tak jakby mnie znała. Może też wszystko wiedzieć z twitcama, w którym powiedziałam trochę o sobie, ale kogo to obchodzi, prawda? Wyjdę za nią, już zadecydowałam. Zakochałam się w jej osobowości. 

@MaciDearest: @Cassiexo gdzie jedziemy na miesiąc miodowy?

Bam, follownęłam ją. Ta dziewczyna i ja będziemy BFFs. Okej, może nie, ale nieważne, lubię ją, dlatego też zasługuje na follow.

"Idziemy?" Zapytał Josh, gdy skończyliśmy na dziewiątym dołku, zostawiając mnie oczywiście na przegranym miejscu. Czy chłopaki nie powinni dawać dziewczynom wygrać? Nie, nie, tylko żartuję. Jestem temu przeciw. Lubię rywalizację. Chyba że rywalizujemy o kogoś, to już nie tak bardzo. Wtedy czuję wibracje Igrzysk Śmierci.

Ciekawostka dnia: Josh potrafi całkiem nieźle śpiewać jak na perkusistę. 

Moves Like Jagger leciało w radio, a on je zmiażdżył. Jest niezły, muszę przyznać. Jeśli umiałabym śpiewać tak dobrze jak on to pewnie zaczęłabym nagrywać filmiki na Youtube. A wtedy Jack, Finn, Marcus i Caspar by mnie zauważyli. 

Zbyt wiele?

Zamierzałam już iść spać. Byłam wykończona po mini golfie z Joshem. Kto by pomyślał jaki mini golf może być męczący? Oczywiście nieumiejętność gry w niczym nie pomaga. Mimo to dobrze się bawiłam.

Tak jak każdego wieczoru, przebrałam się w swoją koszulkę z All Time Low albo w jakąś przypadkową bluzkę, którą kupiła mi mama gdy miałam piętnaście lat. Po tygodniu przebywania tutaj, czuję się mniej niezręcznie co do spania w łóżku Harry'ego, więc po prostu wgramoliłam się pod grubą kołdrę i puchowe poduchy. Następnie włączyłam jego płaski telewizor i, w zależności od godziny, zaczęłam oglądać Przyjaciół.

Tylko że tym razem byłam cholernie spragniona. Czułam się jakbym utknęła na Saharze przez wiele dni bez żadnej menażki w dłoni. Wzdychając, wyszłam z łóżka, które już przyjemnie mnie grzało. To takie problematyczne zadanie, uh. Przeklinam cię, kuchnio! Dlaczego musisz być tak blisko, ale tak daleko? Szybko nałożyłam jakieś grube skarpetki, by drewniana podłoga nie zmroziła mi stóp, a koniecznie chcę obejrzeć ten odcinek, więc muszę się pośpieszyć.

Dziwnie jest nie skręcać w lewo, potem schodzić po schodach, a następnie udać się albo w lewo albo w prawo - tu wszystko jest z każdej strony - i już jesteś w kuchni! Tu jest tylko krótki korytarz z nagrodami i osiągnięciami, zawieszonymi na gołych, białych ścianach, a potem przechodzisz do kuchni i salonu ze stołem jadalnianym w rogu.

Wszystko jest jakieś dziwne. Po przebywaniu w Cheshire milion razy z tymi samymi ludźmi, nic nie wydaje się być tak jak powinno. Nie ma znajomego zapachu zbyt dużej ilości perfum ani jedzenia, jest po prostu... nic. Z westchnieniem włączyłam filtr i nalałam sobie wody do szklanki Harry'ego. 

Przerwało mi ciche stukanie do drzwi. Kto tu u licha jest o wpół do dwunastej w nocy? Odłożyłam wodę na blat i poszłam otworzyć drzwi. Usłyszałam kolejne puknięcie, odrobinę głośniejsze niż poprzednie. 

Kto do cholery przychodzi do czyjegoś mieszkania o 23:30, powiedzcie mi.

Białe drzwi od mieszkania z łatwością się otworzyły, a przede mną pojawiła się postać o wzroście metr osiemdziesiąt z kręconymi włosami i zielonymi oczami. "Harry, co ty tutaj robisz?"